Rozmowa z Tomaszem Walczakiem – radnym i wielbicielem kultury. Część 1

O polityce, o kulturze, i o teatrze. Zapraszamy do rozmowy z Tomaszem Walczakiem.


Jeszcze nie tak dawno mieszkałeś w zupełnie innej części Polski. Wracając do Drezdenka, wiedziałeś, że tak bardzo zaangażujesz się w tutejsze życie publiczne?

Absolutnie nie zakładałem tego, nawet nie podejrzewałem. Myślałem, że Drezdenko, po siedemnastu latach spędzonych w Elblągu, będzie tylko miejscem rekonwalescencji i wrócę do siebie, do swych pasji, do aktywności zawodowej. Po przebytej białaczce miałem epizod depresyjny, ponoć 80% walczących z rakiem tak ma. Przyjechałem zdrowieć do mamy i właściwie byłem gotowy wracać do Teatru… Jak ja teraz będę żyła sama – powiedziała mama, jadę tylko na dwa dni i wracam odpowiedziałem. Decyzję podjąłem spontanicznie, tym bardziej, że rodzicielka nie chciała nawet słyszeć o przeprowadzce do Elbląga. Rozwiązałem umowę o pracę, brat pomógł w przeprowadzce, zameldowałem się ponownie tutaj. Zacząłem organizować swoją przestrzeń, cykl spotkań autorskich w ramach Drezdeneckiej Sceny Literackiej, warsztaty Grupy Literacko-Artystycznej Lubdrzeń, którą założyliśmy, próby i koncerty Zespołu Muzyki Dawnej Canto Choralis, Założyliśmy Stowarzyszenie Alternatywna Gmina, żeby pisać granty. Szybko zorientowałem się w sytuacji. Coraz więcej mi się nie podobało, głośno o tym mówiłem i pisałem. Odnowiłem swoje dawne kontakty towarzyskie, m.in. z Kaśką Jenek, Edytą Dobrychłop, Jerzym Hajdugą, Poznałem nowe osoby, z którymi mam podobne doświadczenia, choćby Joasia Gonschorek. Od zaangażowania kulturalnego poszło w tematy społeczne i tak to się zaczęło.

Szybko się też związałeś z Partią Razem.

Tak, to mniej więcej ten sam czas. Zawsze miałem serce po właściwej, lewej stronie, choć nigdy wcześniej nie byłem zaangażowany politycznie. Partia Razem pojawiła się jako nowa formacja lewicowa, bez przeszłości postkomunistycznej, z przewagą w swych szeregach młodych ludzi, świetnie wykształconych. Poczułem potrzebę przynależności politycznej, działania. Miałem poczucie jakiegoś wewnętrznego powiewu świeżości. Dodatkowo nikt mnie nie pytał o życie religijne, nikogo to nie interesowało. Zaczęto w mediach prawicowych mówić i pisać, że Papież Franciszek jest lewakiem, to mnie przekonało. Niestety nie był to najlepszy czas dla Razem w okręgu lubuskim, odwieczna niechęć Gorzowa i Zielonej Góry, a w tym wszystkim ludzie z mniejszych miast. Po roku, kiedy zostałem wybrany do Zarządu okręgu gorzowskiego, kiedy uznałem, że dla niektórych działalność w strukturach jest jakąś forma leczenia kompleksów, uznałem, że to nie moje miejsce. Zawiesiłem swą przynależność. Zostało mi kilka naprawdę wartościowych znajomości i przypinki.

Ale bezpartyjny nie pozostawałeś długo. Dziś jesteś członkiem Wiosny?

Jestem bezpartyjny. Póki co, Wiosna zaprosiła mnie do startowania jako ich bezpartyjny przedstawiciel w wyborach parlamentarnych. To była piękna przygoda i nowe doświadczenia. Dziś nad podobną propozycją nie zastanawiałbym się w ogóle. Zostały kontakty, wspaniali, mądrzy i zaangażowani ludzie, wielu samorządowców, więc i wspólne problemy, tematy. Jestem społecznym asystentem posłanki Anity Kucharskiej-Dziedzic. Mam w Wiośnie kilkoro bardzo dobrych znajomych, nie miałbym problemu z zapukaniem do drzwi ich domów, nawet w okresie pandemii.

Współpracujesz z działaczami Lewicy przy kampanii Roberta Biedronia?

Trudno nazwać to współpracą przy kampanii, której właściwie nie ma z racji ogólnoświatowej pandemii. Byłem na spotkaniu Roberta Biedronia z mieszkańcami lubuskiego w Gorzowie Wlkp. i otwarciu Biuro Poselskiego. Zbierałem podpisy pod listą poparcia. Czytam, słucham, oglądam, ale w tej chwili aktywność niemal wszystkich sztabów wyborczych oraz ich kandydatów przeniosła się do Internetu. Jeśli dojdzie do wyborów korespondencyjnych w formie forsowanej przez rząd, nie wezmę w nich udziału, bo ani nie będą powszechne, ani uczciwe.

Nawet jeśli może to oznaczać oddanie kadencji Andrzejowi Dudzie bez walki?

Wybory korespondencyjne są niezgodne z Konstytucją, nie zamierzam ich legitymizować swoim udziałem. Jeśli termin wyborów prezydenckich zostanie przełożony na jesień, na co mimo wszystko liczę, mój głos oddam naturalnie na Roberta.

Czujesz się bardziej radnym Lewicy, czy radnym obywatelskim?

Zdecydowanie jestem radnym obywatelskim. Startowałem w wyborach samorządowych z Komitetu Wyborczego Wyborców Karoliny Piotrowskiej, jako kandydaci bezpartyjni. Nikt z nas nie urwał się z choinki, każdy ma swoje przekonania i preferencje polityczne. Na poziomie gminy czy powiatu, w ogóle polityka nie powinna mieć znaczenia. Tu najważniejszy jest człowiek, więc radni powinni ponad podziałami działać na rzecz społeczności lokalnej.

Wchodziłeś do rady z jakimś swoim osobistym celem? Konkretną sprawą, którą bardzo chciałeś się zająć?

Takich „moich” tematów było kilka. Na pewno udało się ukonstytuować większość wokół Pani Burmistrz, by skutecznie zawalczyć o przebudzenie całej gminy. Zmiany zaczęliśmy nie na zasadzie nowej miotły, a powoli i merytorycznie. Układ kolesi cały czas się trzyma, jątrzy i próbuje wszystko deprecjonować. Widać taka uroda tych panów, a my „róbmy swoje” jak śpiewał Wojciech Młynarski. Udało mi się nawiązać i rozpocząć działania w partnerstwie Polsko-Niemieckim, co prawda przez obecną sytuację, nieco wszystko przyhamowało, ale jestem w stałym kontakcie z czterema nowymi stowarzyszeniami i z tego wyniknie wiele dobrego. Temat bardzo mi bliski, utworzenie Centrum Organizacji Pozarządowych nieco się ślimaczy, ale lobbuję i wierzę, już niedługo ruszymy z tym projektem. Dzienny Dom Pobytu dla seniorów, osób niepełnosprawnych i samotnych, tu jakieś konkretne ruchy zostały poczynione, ale nad tym trzeba jeszcze popracować. Wreszcie, renowacja Mauzoleum Rodziny Stoltz. Ciągle o tym pamiętam i nie odpuszczam.

Poczułeś pewne powołanie do tej pracy, chciałbyś ubiegać się o kolejne kadencje? A może masz większe plany?

Czy będę startował w kolejnych wyborach? Nie odpowiem jednoznacznie, na razie jest za wcześnie na wiążącą odpowiedź.

Czy praca radnego wpłynęła w jakimś stopniu na czas poświęcany teatrowi?

Moje środowisko teatralne to nie tylko Teatr Kotłownia. Lubię bywać na spektaklach w Poznaniu, Warszawie, Gdańsku, bywam oczywiście w Teatrze Osterwy w Gorzowie i w tym, który był moją rodziną przez wiele lat, w Teatrze im. Sewruka w Elblągu. Teatr to także edukacja artystyczna i projekty społeczne. Te sfery spotykają się w mojej działalności, warsztaty, projekty oraz przedstawienia. Ostatnio powstał koordynowany przeze mnie projekt w ramach Regionalnego Konkursu Grantowego Równać Szanse z Fundacją Aider Niesiemy Pomoc – „Stara Kotłownia wielki teatr”. Jednak sprawowanie funkcji radnego się nie przekłada na działalność teatralną. Jedno i drugie ma swoje miejsce i czas.


Część druga ukaże się niebawem.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*