Marszałek na zakręcie – czyli jak tłuste koty zawsze lądują na cztery łapy
Felieton o kolizji, dymisji i politycznym układzie grubych ogonów
W województwie lubuskim polityka to nie teatr – to serial z elementami groteski, w którym główną rolę od lat gra Marcin Jabłoński. Człowiek-instytucja. Były wojewoda, były starosta, były wiceminister, były marszałek… i – wszystko na to wskazuje – przyszły ktoś znowu.
Bo kiedy tydzień temu lubuski internet obiegła wiadomość, że Jabłoński zaliczył kolizję na S3, a zarząd PO postanowił się go delikatnie „pozbyć” z urzędu marszałka, wielu pomyślało: „To już? Koniec?”. Ale znając realia regionu – raczej: „Gdzie teraz wyląduje?”.
Kolizja i dymisja – wersja platformerska
Czerwcowy wieczór, trasa S3. Marszałek Jabłoński za kółkiem służbowej Skody, tempo jakby gonił własne sondaże. Próba zajechania drogi kierowcy BMW kończy się stłuczką, a całość trafia na nagranie z wideorejestratora. Policja nie ma wątpliwości – prawo jazdy zatrzymane, sprawa do sądu.
Ale tu ciekawostka: Jabłoński to szef Wojewódzkiej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. To tak jakby właściciel spalarni był jednocześnie rzecznikiem Greenpeacu.
Szybko okazało się, że sprawa nie kończy się tylko mandatem. Z Warszawy dochodziły szepty: „Marcin, trzeba się ewakuować, zanim zacznie śmierdzieć w sondażach”. No i co? Kilka dni później nieoficjalnie potwierdzono – dłoń PO odcięła jednego z własnych palców, choć raczej po to, by reszta ciała mogła spokojnie chwytać kolejne stołki.
Historia lubi się powtarzać… zwłaszcza w Lubuskiem
Kolizja? Pikuś. W 2016 roku Jabłoński wszedł do historii Słubic – i to dosłownie. Piąta rano, ekipa ochroniarzy, szturm na urząd, zamieszanie jak z taniego thrillera klasy C. W ruch poszły ręce, drzwi i polityczne ambicje. Radna ze wstrząśnieniem mózgu, wezwane pogotowie, policja i sąd, który po latach nakazał… przeprosić. Ale wizerunkowo? Zero strat. Tłusty kot wylądował.
Afery kadrowe? Oczywiście. Głośna sprawa w gorzowskim WORD – oskarżenia o molestowanie, mobbing, układy. A kto nadzorował ten urząd? Tak, zgadliście – marszałek Jabłoński. Najpierw bronił dyrektora, potem dystansował się jakby WORD był nagle pod zarządem Watykanu.
Ale jak zwykle – polityczne turbulencje kończą się miękkim fotelem w radzie nadzorczej, a jeśli nie tam, to w fundacji albo spółce Skarbu Państwa. Bo przecież w Lubuskiem stanowiska się nie tracą – one zmieniają biurka.
Kto z kim, za co i gdzie
Nie byłoby tego wszystkiego bez solidnego zaplecza. Jabłoński to nie samotny gracz – to figura na planszy lokalnej Platformy, gdzie przyjaciele nie pytają „czy jesteś kompetentny?”, tylko „czy masz miejsce na kolejną dietę?”. W radach nadzorczych komunalnych spółek (ZWiK Zielona Góra, PWiK Gorzów) zasiadają ci sami znajomi z PO – układ kadrowy jak w „Familiadzie”: „Znamy się? Znamy. To dawaj.”
Rok w rok w regionie odbywa się nieformalne rozdanie kart: ten do wodociągów, tamten do zarządu sejmiku, kolejny do fundacji ekologicznej. A na końcu… wszyscy zasiadają do stołu, przy którym głównym daniem są publiczne pieniądze w sosie znajomości.
A na górze? Spadają…
Zbiegło się to wszystko z gwałtownym spadkiem notowań Platformy Obywatelskiej w skali kraju. Według najnowszych sondaży – KO spadła poniżej 26%, a trend jest raczej ku dołowi niż ku światłu. Tusk wie, że musi ciąć balast, zanim ten zatopi okręt. Ale czy Marcin Jabłoński to balast? Nie – to luksusowy fotel z funkcją podgrzewania, tylko czasem sam odpala alarm.
Lądowanie kontrolowane
Czy to koniec kariery Marcina Jabłońskiego? Nie żartujmy. Już dziś spekuluje się, że czeka na niego fotel w jednej z fundacji rozwojowych, rada nadzorcza w jakiejś spółce lubuskiej, a może nawet stanowisko doradcze w… departamencie ruchu drogowego. W końcu nikt nie zna przepisów lepiej niż ten, kto je testuje na sobie.
W Lubuskiem wszystko jest możliwe – koty mają dziewięć żyć, a polityczne koty PO jeszcze więcej.
Puenta? Zawsze ta sama.
Zmienią się nazwiska, zmienią się sondaże, ale jedno zostanie: zasłużeni działacze PO zawsze spadają na cztery łapy. A jak nie, to znajdzie się ktoś, kto podrzuci im poduszkę. Bo w tym województwie polityka to nie służba publiczna. To rodzinny biznes z opcją nieśmiertelności.
Źródła: Materiały informacyjne o karierze i wpadkach Marcina Jabłońskiego, m.in. newslubuski.pl, wiadomosci.wp.pl, tvn24.pl, gazetalubuska.pl, portalkomunalny.pl, wzielonej.pl.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis